piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 27

*Oczami Nialla*
Od tygodnia jestem z Samanthą. Na początku było fajnie, ale później miała dla mnie coraz mniej czasu, wykręcając się, że musi przygotować imprezę dla dziewczyn i Liama. Rozumiem, że to dla niej bardzo ważne. Ma fioła na punkcie organizacji wszelakiego rodzaju przyjęć. Jest bardzo dokładna jeśli o to chodzi. Wszystkie szczegóły muszą być dopracowane. Powoli zaczynało mnie to wkurzać, bo od kilku dni nie liczy się nic więcej, niż impreza. A ja? Idę w odstawkę. Ja też potrzebuję czułości,a nie dostaję nic, prócz buziaka, na powitanie i pożegnanie i to w dodatku w policzek! Tak samo było dzisiaj. Pojechaliśmy w czwórkę do dziewczyn. Tak, w czwórkę. Liam znalazł sobie panienkę i do niej pojechał. Już tylko Zayn został singlem. Przynajmniej nie przyprowadza już panienek do domu, co wieczór -.- A to wszystko dzięki przyjaźnie z Mar. On dalej czuje się winny, że ona kiedyś oberwała. No w sumie, to Louis tez jest singlem, ale on się ostatnio dziwnie zachowuje, więc nie wiem, czy jest samotny. Przez ostatnie 2 dni wychodził gdzieś z Mariką, a potem wracał z bananem na ryju, więc coś musi być na rzeczy... Weszliśmy do domu. Poszedłem poszukać Sam, pierwsza była kuchnia, więc do niej zajrzałem. Siedziała tam, jak zwykle z tabletem w jednej ręce,a kawą w drugiej. Pewnie znowu nie przespała nocy, bo impreza jest ważniejsza  -.-
-Hej-przywitała się jako pierwsza, jednak nie odrywając wciąż wzroku znad urządzenia.
-Witam. A ty co? Znowu planowanie?-na mojej twarzy zamiast uśmiechu zagościł grymas.
-Nie. Piszę list motywacyjny, do szkoły artystycznej we Włoszech.
-Jak to we WŁOSZECH?!-podkreśliłem specjalnym tonem nazwę państwa.
-No chyba nie myślałeś, że ja tutaj zostanę?-popatrzyła na mnie.
-A co z nami?
-Związek na odległość nie ma sensu-powiedziała bez emocji. Zupełnie, jakby jej nie zależało.
-Czyli już nie ma NAS?-zapytałem z niedowierzaniem.
-Przecież jeszcze nie wyjeżdżam-Kurwa, jak ja nienawidzę, kiedy ona nie wyraża żadnych emocji, jebana obojętność.
-Aha. Czyli na razie jesteśmy razem, dopóki ty sobie nie pojedziesz i mnie nie zostawisz, tak?-nawet nie wiem, kiedy zacząłem krzyczeć.
-Jeżeli chcesz, to już możemy się rozstać.
-Czy ty siebie słyszysz? Ciebie to w ogóle nie obchodzi? Po co była ta cała szopka? Chciałaś się mną pobawić? Gratulacje, udało ci się!-nawet słowem się nie odezwała-Pięknie, czyli to prawda? Nic dla ciebie nie znaczyłem. Myślałem, że zdążyłem cię poznać, na tyle, żeby ci zaufać. I owszem zaufałem ci, jednak okazałaś się osobą nie godną zaufania. Jesteś po prostu bez uczuć!-nawet nie czekałem , bo nie chciało mi się słuchać jej głupich tłumaczeń. O ile takowe posiadała w zanadrzu. Wyszedłem prawie niepostrzeżenie. No właśnie prawie. Mon zatrzymała mnie w drzwiach.
-Hej Niall, co jest?-przywitała mnie uśmiechem.
-Bywało lepiej-odburknąłem i miąłem ją w drzwiach. Stała zdezorientowana. No tak, była przyzwyczajona, do wiecznie uśmiechniętego Nialla, niestety on teraz zniknął. Idąc sobie chodnikiem, kopałem kamyk, byłem strasznie wkurwiony. Czyli, że nic nie znaczyłem dla Samanthy? No miło, nie ma co. Szkoła artystyczna? Byłaby świetną aktorką, w komediach romantycznych -.- Ja ją zdążyłem tak jakby pokochać. Przez te 2 miesiące sprawiała wrażenie osobą, którą można darzyć tak silnym uczuciem. Zrobiłbym dla niej wszystko. Nie spodziewałem się tego po niej. Ona zawsze była taka opanowana, spokojna, ale potrafiła być wystrzałowa. Była bardzo opiekuńcza. Myślałem, że ona też coś do mnie czuje, ale chyba się jednak co do niej pomyliłem. Najbardziej zabolało mnie to, że te słowa wymawiała bez jakichkolwiek emocji, beznamiętnie. Nie wiem, czy jej to nie rusza? Widzę teraz, że faktycznie nic dla niej nie znaczyłem. Miałem ochotę się rozpłakać. Tak po prostu, jak małe dziecko. Usłyszałem za sobą jak ktoś krzyczy moje imię. Nie zamierzałem się odwracać. Ni chuja. Nagle dało się słyszeć pisk opon. Szybko się odwróciłem, niestety nie dałem rady dostrzec co się stało, gdyż pojazd zasłaniał ofiarę. Podbiegłem szybko, by sprawdzić, czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Obok samochodu na chodniku leżała... Marika? Łudziłem się, że to może być Sam, która biegła za mną, by mi to wszystko wytłumaczyć. Cieszę się, że jednak jej się nic nie stało. O Marikę też się martwię, jest dla mnie jak siostra. Ukucnąłem obok przyjaciółki, samochód w tym czasie odjechał. Kurwa, jaki chuj, nawet nie wyszedł i nie sprawdził, czy kogoś nie zabił. Jebani Angole -.-
-Marika wszystko w porządku?-złapałem za jej zimne policzki.
-Tak, wszystko okej. Pomóż mi wstać-wyciągnęła w moim kierunku ręce. Wykonałem jej prośbę, jednak ta ledwo stała. Na jej białej bluzce zauważyłem krew, na wysokości lewego biodra.
-Chyba jednak nie wszystko jest okej-podniosłem skrawek materiału i zobaczyłem duże otarcie, z którego obficie sączyła się krew.
-To nic takiego. Chciałam z tobą pogadać.
-Nic takiego? Jedziemy do szpitala!-zmieniłem temat. Nie miałem ochoty z nią rozmawiać, zresztą wiem do czego zmierzałaby ta konwersacja. Pewnie zaczęłaby tłumaczyć Samanthę. Jak będzie miała coś do powiedzenia, to sama powie, a nie przez nią Marice stała się krzywda.
-Może od razu po karetkę zadzwoń?-powiedziała z sarkazmem-Od otarcia się nie umiera.
-Ale może wdać się zakażenie-dalej brnąłem.
-Chodź do domu. Zrobię ci obiad...-zaczęła mnie przekupywać.
-Taaa...-zrobiła krok i syknęła z bólu. Podszedłem do niej i wziąłem na ręce.
-Przecież mogę iść na nogach-zapewniała mnie.
-Właśnie widziałem-nie zdążyłem odejść daleko, więc w domu byliśmy szybko. Wszedłem do salonu z Mariką na rękach. Louis i Zayn siedzieli na kanapie. Położyłem im Mar na kolanach-Oddaję.
-Dzięki Nialler-posłała mi uśmiech przesiąknięty bólem. Puściłem jej oczko i na nowo opuściłem dom, tym razem bez świadków.
*Oczami Mariki*
Mon weszła do domu i zapytała co się stało z Niallem, bo wyszedł z domu wkurzony. Dziwne. Nie przyszedł się nawet przywitać, od razu poszedł do Sam. Ciekawe co się stało. Postanowiłam za nim iść i to wyjaśnić. W końcu to mój przyjaciel. Widziałam go za rogiem ulicy. Szedł powoli, więc mogłam go dogonić. Przyspieszyłam kroku, byłam coraz bliżej. Musiałam tylko przejść przez ulicę. Krzyczałam jego imię, aby się zatrzymał, jednak on nawet się nie odwrócił. Nie zważyłam na ruch uliczny. Usłyszałam pisk opon i już leżałam na ziemi. Piekło mnie biodro, samochód odjechał, a pobiegł do mnie Niall. Zadziałało, przynajmniej się wrócił i nie muszę za nim biec. Wstałam i syknęłam. Piekło, ale było znośnie. Rana nie zaliczała się do najmniejszych. Chłopak chciał, żebyśmy jechali do szpitala, ale ja zaprzeczyłam. Kiedy się ruszałam ból się nasilał, Niall widząc to wziął mnie na ręce i zaniósł do domu. Położył mnie na Louisie i Zaynie i po prostu wyszedł. Jestem ciekawa, co Sam mu powiedziała. Mam nadzieję, że z nim nie zerwała. Nie wiem, co mam o tym sądzić. Z moich refleksji wyrwał mnie pisk Louisa.
-Co ci się stało?-wypiszczał wysokim głosikiem, który świadczył, iż jest przerażony.
-Nic-wzruszyłam ramionami.
-Ty krwawisz-Zayn przełknął głośno ślinę.
-Tylko nie mdlej-wstałam z miejsca, próbując ukryć ból wypisany na twarzy pod uśmiechem. Chyba jednak nie wyszło.
-Jedziemy do szpitala-rozkazał Louis.
-Nie!-krzyknęłam.
-Dlaczego?-Zayn stanął obok mnie.
-Bo nic mi nie jest!
-Jesteś najmłodsza i nic mnie nie obchodzi twoje zdanie-powiedział surowym tonem Tomlinson. Zaczęłam się go w tej chwili bać. To było bolesne, ale ruszyłam biegiem do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Usiadłam na brzegu, a z moich oczu popłynęły łzy. Słyszałam jak chłopcy dobijają się do drzwi.
-Marika, otwórz!-krzyczał Lou.
-Nie weźmiemy cie do szpitala, tylko proszę cię, otwórz!Musimy chociaż opatrzyć tą ranę-mówił spokojnym tonem Zayn.
-Tylko opatrzyć, nigdzie nie jadę, jasne?-otworzyłam im drzwi. Weszli do środka. Zayn zaczął szukać apteczki, a Boo Bear usiadł na toalecie, klepiąc swoje kolana.
-Siadaj.
-Po co?
-Bo jak Zayn ci to poleje, to z bólu zwiniesz się na ziemię-wujaśnił.
-To nie mogę sama usiąść?
-Będę cię wspierał-uśmiechnął się.
-Mam!-Zayn znalazł apteczkę.
-Okej-usiadłam na kolana Tommo, a on podniósł rąbek mojej koszulki.
-Ał-skomentował Zayn.
-I kto to mówi?-popatrzyłam na niego z irytacją.
-Oj cicho-ukucnął przy mnie-Jestem wrażliwy i tyle.
-Taaa, pod tą toną żelu...
-Widzę, że tobie się już polepsza. Bynajmniej znów używasz sarkazmu.
-Lej, nie pierdol-ponagliłam go.
-Dobra, już-przyłożył buteleczkę do rany.
-Daj to!-wyrwałam mu ją.
-Czemu?
-Bo widzę, że jesteś bardziej zestresowany niż ja! Wyjdź stąd bo zemdlejesz-wyszedł-Ty też chcesz wyjść?-widziałam przerażenie w oczach Louisa.
-Dam radę-zapewnił.
-Ale z was baby-wywróciłam oczami. Wylałam chyba pół zawartości butelki. Zawyłam z bólu. Rana zaczęła się pienić. Czułam silny uścisk dłoni Louisa. Z oczu po raz kolejny popłynęły mi łzy. Chłopak przetarł mi je wierzchem dłoni. Wstałam z niego. Ból był niewyobrażalny. Miałam zdartą skórę do samego mięsa, czy czegoś tam co jest pod nią :D Lou odszukał plaster do wycięcia i przykleił mi spora jego powierzchnię-Dzięki-posłałam mu śmiech przesycony grymasem.
-Chodź-wziął mnie na ręce.
-Znowu ktoś mnie niesie. Przecież ja mogę chodzić!
-Ale teraz wiem, że jesteś bezpieczna-nie skomentowałam tego, bo mogło mu się zrobić przykro. Zaniósł mnie do mojego pokoju. Z pokoju Tali dochodził śmiech. Nie chcę wiedzieć, co się tam dzieje...
-Chyba nie chcesz ich słuchać?-popatrzył na mnie skrzywiony, na myśl o naszych przyjaciołach. Pokręciłam przecząco głową-Tak myślałem-podszedł do laptopa i włączył muzykę. Zaczęłam się śmiać-Z czego ryjesz?-zapytał nie wiedząc o co chodzi.
-Przy tej piosence się kiedyś ruchaliśmy.
-Możemy to powtórzyć-poruszał zabawnie brwiami. Wstałam i ściągnęłam koszulkę. Louis wydał z siebie jęk zawodu-Ja chciałem to zrobić.
-Przecież nie będę się z tobą teraz pieprzyć. Ja się przebieram, muszę wyrzucić tą koszulkę, bo jest w krwi-wyjęłam z szafy za duży T-shirt i założyłam na siebie. Louis w tym czasie zakluczył drzwi-Nie dzisiaj-poklepałam go po ramieniu i zaczęłam ściągać spodnie.
-Ty to robisz specjalnie!-zrobił obrażoną minę.
-O co ci chodzi?-zapytałam zdezorientowana.
-Rozbierasz się przy mnie, ale nie chcesz żebym do ciebie dołączył-wytłumaczył.
-Rozbieram się, bo chcę się położyć. Jak tak to na ciebie działa, to wyjdź!
-To ja wolę sobie jednak popatrzeć...-no tak, jego wzrok zatrzymał się na mojej dupie.
-Weź sobie znajdź dziewczynę, bo jesteś niewyżyty.
-Chciałbym-powiedział jakby do sienie, ale ja to usłyszałam. Puściłam to mimo uszu. Położyłam się do łóżka i usłyszałam jego ciche westchnienie. Zamknęłam oczy. Poczułam jak łóżko ugina się. Otworzyłam oczy. Louis leżał twarzą do mnie, wpatrując się w moje usta.
-Gdzie w ubraniach?!
-Dobra, już się rozbieram-on patrzył jak ja ściągam ciuchy, więc ja też postanowiłam sobie podglądnąć. Lubiłam jego ciało, a w szczególności ten tyłek... Uśmiechnęłam się do siebie. Widziałam jak się odwraca, więc przymknęłam oczy-I tak wiem, że podglądałaś.
-Wcale nie!-broniłam się.
-Ale ja się nie gniewam.
-A idź!-położył się obok i przysunął bliżej. Czułam jego oddech na policzku. Musnął delikatnie moje usta.
-Dobranoc, Mar.
-Dobranoc-mruknęłam i odwróciłam się do niego tyłem. Położył dłonie na mojej talii, obejmując mnie-Louis, to boli!-syknęłam.
-Przepraszam, zapomniałem-puścił mnie. Nie odpowiedziałam nic, tylko usiłowałam zasnąć, aż w końcu mi się udało.
________________________________________________________
No, przepraszam za opóźnienie, ale wczoraj już zaczęłam, ale mama zaczęła świrować i musiałam zejść z kompa -.- Następny dodam w środę? Może wcześniej. Dziękuję za ponad 5 tys. wyświetleń!!! <3

14 komentarzy:

  1. świeetny! uwielbiam twoje opowiadanie! już nie mogę doczekać się następnego! mam nadzieję, że będzie szybciej! :D <3

    zapraszam do mnie http://letsdothisonelasttime.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz szybko next :D
    Super rozdział, czekam na kolejny
    Zapraszam do mnie : http://morethanthis-1dstory.blogspot.com/
    Pozdrawiam Paula <3

    OdpowiedzUsuń
  3. zajebiste masz to opowiadanie ! <3
    jade na 18 dni na kolonie i za ten czas ma tu być co najmniej
    5 rozdziałow! xd błaaagaaam ! ^.^
    a i zapraszam do mnie xdd

    OdpowiedzUsuń
  4. Jędza. Dopiero w środę. Ile ja Będę czekać do jasnej cholery?!

    OdpowiedzUsuń
  5. zgadzam się z poprzedniczką. jędza :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Będę płakać bo zawsze byłam do przodu, a teraz... muszę czekać ;<
    Rozdział świetny, a jak nie będę się mogła doczekać następnego to ci zrobię nalot na chatę :D

    OdpowiedzUsuń
  7. hej, dzięki za komentarz pod postem, opublikowałam już pierwszy rozdział http://closedindreams.blogspot.com/ mam nadzieję, że zajrzysz i ocenisz :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Haha !! Genialny , śmieszny i wgl. zajebisty !
    " Tylko nie mdlej " xD Tw . opowiadanie jest świetne !!
    Czekam na kolejny ! :D
    Dodaj szybciej niż w środę ! :D Najlepiej w poniedziałek jak już :p
    CZEKAM ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. czemu Sam się kłóci z Niallem :< I weź daj coś w końcu o Tali i Harrym bo 3/4 tego bloga to Mar Lou i Zayn :< Ale tak to zajebiście : )

    OdpowiedzUsuń
  10. cuudny ;d
    czekaam na kolejny ;p

    OdpowiedzUsuń
  11. http://tlumaczeniawywiadow1d-jb-inne.blogspot.com/ nowe tlumaczenie :) czekam na kolejny rozdzial!

    OdpowiedzUsuń
  12. Na http://life-in-the-fucking-world.blogspot.com rozdział 11 . Zapraszam do czytania i komentowania !

    OdpowiedzUsuń
  13. weź, ba ja zemdleję xDD
    obserwuję i zapraszam do siebie http://wyobraznia1d.blogspot.com/ ;D

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajne.! Czekam na nn : )

    + Zapraszam do mnie. : ) Zostawisz komentarz.?:D
    http://merry-me-harry.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń