*Perspektywa Liama*
Miłość jest jak
dar z nieba, nigdy nie wiesz, kiedy na Ciebie spadnie. A kiedy już ja masz
wyrabiasz sobie mięśnie rąk, bo musisz ciągle mocno trzymać na niej dłonie, by
nie rozpłynęła się w powietrzu jak bańka mydlana. Żaden związek nie ma gładkiej
drogi do szczęścia, często jest ona wyboista jak dawno nie koszone pole. Zarasta
zielskiem i innymi chwastami i tylko systematycznie i pracochłonne działania
pozwalają na oddzielenie kwiatów i chwastów.
Ja z Venyą tworzyliśmy właśnie taki związek. Wszystko
było ładnie pięknie, ale do czasu. Zaczęło
się sypać, kiedy mój kalendarz wypełnił się po brzegi od stycznia do grudnia
spotkaniami, koncertami, wywiadami i innymi rzeczami. O wolnym czasie mogliśmy z
chłopakami tylko pomarzyć, bo nasz menadżer zadbał nawet już o naszą karierę na
dwa lata do przodu. Z spotkania szliśmy na następne. Nim się obejrzałem miałem
coraz mniej czasu dla własnej rodziny, przyjaciół, no i szczególnie dla niej.
Pewnego dnia, gdy zawitałem po ciężkim dniu
jeżdżenia ze stacji radiowej do kolejnej postanowiłem spędzić noc z moja
śliczną blondynką. Venya. To słowo miało oznaczać jedno –ją. A mi mówiło cały
mój świat.
Kiedy byłem zmęczony i tęskniłem patrzyłem na nasze wspólne zdjęcie
w moim telefonie. Jej piękna, lekko okrągła twarz, bujne blond włosy. Jak na
angielkę z rosyjskimi korzeniami przystało, była pełna energii a kiedy się sprzeczaliśmy
zawsze musiała dawać upust swojemu ognistemu temperamentowi. Tak było i tym
razem.
Zadzwoniłem dzwonkiem do jej drzwi. Fakt, że było już
grubo po 24, ale nie liczyło się dla mnie to, tylko wspomnienie ciepła na
zapach jej skóry, ton jej głosu. Chciałem mieć ją w swoich objęciach. Nikt nie
otwierał zadzwoniłem jeszcze raz, tym razem dłużej. W końcu usłyszałem jej głos
wołający:
- Już idę,
chwilka.
W czasie kiedy szła otworzyć mi drzwi, słyszałem jak
po raz kolejny uderzyła stopą o szafkę, którą tak uparcie trzymała na korytarzu,
choć za każdym razem w nią wpadała.
- Cholera!-
wrzasnęła. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i zobaczyłem jak mruży oczy. Bo światło
na korytarzu ją oślepiło.
- Spałaś?-
zapytałem. Pocałowałem ją w policzek i wszedłem do środka.
- Nie właśnie
miałam zamiar iść na zakupy- rzuciła poirytowana
- Przepraszam,
ale chciałem Cię zobaczyć. Tęskniłem a Ty nie?!
Dziewczyna nie dopowiedziała, tylko odwróciła się i
ruszyła w stronę sypialni. Stałem jak zaczarowany, odrzucony przez własna
dziewczynę.
- Venya, ej
kochanie, czemu mnie tak oschle witasz? Nie chciałem Cię obudzić, ale myślałem,
że się ucieszysz, jak przyjdę. W końcu dawno się nie wiedzieliśmy- Zacząłem,
żeby ją trochę udobruchać.
- Ta, Liam.
Skacze z radości tym bardziej, że cały dzień spędziłam na remoncie w mieszkaniu
rodziców, bo nie stać ich na wynajęcie fachowca od remontu. Potem musiałam
zająć się młodym, bo rodzice musieli skoczyć na miasto, bo kilka rzeczy. Potem
zadzwonili z pracy, że potrzebują kogoś, bo Kate się rozchorowała. I wróciłam
do domu jakieś pół godziny temu. Ale nie oczywiście, że się cieszę, iż mój
chłopak wpada do mnie po całym dniu jeżdżenia autem od radia do radia, bo to
było strasznie męczące.- wyrzuciła z siebie i położyła się do łóżka,
zakrywając aż po sam czubek głowy
kołdrą.
-Przepraszam
zapomniałem, że to teraz macie ten remont.
- Ostatnio o
wielu rzeczach zapominasz. Dziwne, że jeszcze pamiętasz, że masz dziewczynę-
dodała
- Ale o co Ci
chodzi, nie mów tak. Przecież wiesz, że jestem zajęty z chłopakami z zespołu- rzuciłem lekko zdenerwowany tą
dziwna wymiana zdań.
- Żadna nowość.
- Tyle razy Ci
mówiłem, że to jest moje życie i to że jestem piosenkarzem jest…
-Tak tak wiem…Szczególnym
darem, bo nie wiele osób ma szanse spełniać swoje marzenia tak jak Ty.-
urwała mi w połowie zdania.- Liam znam to
na pamięć i szczerze nudne to jest. Wymówka na wszystko.
- Co chcesz mi
mówiąc to udowodnić?- zacząłem tracić po mału swoją cierpliwość. Tyle razy
rozmawialiśmy na temat mojej kariery i zdawało mi się, że Venya to rozumie. Jak
bardzo musiałem być w błędzie.
- Że to
wszystko traci sens- podniosła się do pozycji siedzącej, ale nie odwróciła
się w moją stronę.- Liam to wszystko nie jest
dla mnie. Myślałam, że jakoś to będzie, ale z czasem nie ma Cię dla mnie.
- Przecież rozmawiamy
codziennie przez telefon- zacząłem się bronić.
- To nie to
samo. – zrobiła dłuższą pauzę, jakby się nad czymś zastanawiała. A ja nie
wiedziałem, co powiedzieć. Stałem tam jak zaczarowany wpatrując się w jej
plecy. Bałem się tego, co najwyraźniej nieuchronnie chciała mi powiedzieć. -Owszem rozmawiamy codziennie, ale to nie
zastąpi mi Ciebie na żywo. Twoje fanki widzę Cie częściej niż ja. Ja potrzebuję
Ciebie a nie tylko Twojego głosu w telefonie.- zobaczyłem jak ociera łzę,
która spłynęła po jej policzku.
Moje serce pękło, a ja sam nie wiedziałem, co z tym
zrobić. Chciałem chwycić, ją za ramiona mocno potrząsnąć i powiedzieć, że
przecież tu jestem. Teraz! Ale zdawałem sobie sprawę, że ma rację. Venya nie była
przyzwyczajona do mojego ciągłego braku. A same telefony do niej dla mnie też
były niewystarczające, ale jestem w branży muzycznej już dwa lata i zdążyłem się
przyczaić. Musiałem…
- Kocham Cię-
wydusiłem z siebie, jedyną myśl, jaka była w mojej głowie.
- Potrzebuję czasu
Liam.- okręciła lekko głowę, by zobaczyć moją reakcję.- Zadzwonię.
Teraz już wiem, co człowiek czuje kiedy ktoś zostaje
ofiarą napadu z bronią i napastnik strzela mu w serce. Ból rozprzestrzenia się
szybko. Tylko, że w jego przypadku ból, trafił nie tylko w samo serce, ale też i
w mózg. Impulsy, jakie teraz przewodziły jego neurony musiały przyjmować bodźce
interpretując je mylnie jako postrzał. Moje dłonie drżały, mózg działał na
zwolnionych obrotach, tylko oczy patrzyły pusto na kobietę, która raniła jak
kula w klatce piersiowej. Moje złamane serce już nigdy nie będzie takie
samo, przecież nie można wymagać od pękniętego lustra, żeby było
idealnie lśniącą taflą.
*Oczami
Zayna*
Praca. To to na czym chciałem się teraz skupić.
Stałem się robotem. Wstawałem, myłem się, ubierałem, jadłem śniadanie jak zdążyłem,
paliłem fajki, jeździłem na wywiady, jadłem, znowu gdzieś jechałem i wieczorem
wracałem do domu, szedłem spać. Każdy z nas stał się jakiś dziwny. Pracy mieliśmy
nadmiar, noce stawały się krótkie a dni nieznośnie długie. Liam pokłócił się z
Venya i teraz snuł się między nami, Harry to samo. Odkąd dowiedział się o wyjeździe
Tali wyciszył się. Tylko Niall i Louis byli w nastroju do żartów. Ile można?
Kiedy jechaliśmy na podpisywanie naszej płyty miałem
dość panującej w aucie ciszy. Spojrzałem po twarzach chłopaków. Każdy patrzył w
swój telefon lub gdzieś po bokach. Chciałem żebyśmy na powrót byli sobą sprzed
dwóch lat. Tylko jak to zrobić? Z zamyślenia wyrwał mnie głos Paula
- Chłopaki nie
wysiadacie aż wam nie pokaże a potem kierujecie się prosto do środka. Trzymajcie
się razem, bo dużo fanów przyszło- popatrzył na nas czekając na jakieś
znaki zrozumienia.- Zrozumieli?-
zapytał jeszcze raz oczekując od nas reakcji.
-Tak! Jasne!-
rzuciliśmy chórem.
Chwilę zajęło zanim Paul pozwolił nam wyjść w auta.
Kiedy szliśmy w stronę drzwi, by przygotować się do podpisywania, jak zwykle
fanki krzyczały i dawały nam różne rzeczy. Jedna chwyciła mnie mocno i wcisnęła
coś w rękę. Spojrzałem w bok na nią. Miała magnetyczne spojrzenie. Jej oczy
miały taki dziwny kolor. Nie zielony ani szary, a żółte obwódki powodowały, że
człowiek zatracał się w nich. Pierwsze skojarzenie kot. Rzęsy, które je okalały
były niesamowicie długie, a makijaż dodatkowo tylko wzmacniał doznania. Długie, brązowe
włosy miała rozpuszczone a delikatne fale miękko muskały jej twarz. Byłem jak zahipnotyzowany.
Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Poczułem jak ktoś cha mnie do przodu, więc
siłą rzeczy musiałem się odwrócić. Kiedy złapałem równowagę i odwróciłem się z powrotem
w stronę tłumu, już jej nie zobaczyłem.
Weszliśmy do środka jakiejś potężnej galerii
handlowej. A raczej na jego tyły, gdzie za zwyczaj pozujemy do kilku zdjęć i
wychodzimy do fanów. Rozejrzałem się dookoła. Wyglądała jak każde inne centrum. Ktoś zaczął
się z nami witać i dopiero wtedy przypomniałem sobie, że mam coś w ręce, ale
teraz nie mogłem tego zobaczyć. Schowałem szybko karteczkę do kieszeni jeansów
i przywitałem się z kierownikiem całego budynku, który dziękował nam za przybycie.
Zwitek papieru ciążył i kusił mnie, ale
nie grzecznie z mojej strony było by go czytanie. Harry chyba zauważył, że się
kręcę, bo wyszeptał:
- Wszystko ok stary?-
w odpowiedzi tylko pokiwałem głową. Czas nas gonił, więc bez zbędnych wyjaśnień
kierowano nas już w stronę stolików do popisywania. Gwar fanek było słychać już
przez ściany. Zawsze dostawałem od tego lekkich dreszczów emocji . Kiedy wyszliśmy
krzyk był wręcz nie do zniesienia, ale jak zwykle przybrałem swój uśmiech i poszedłem
za chłopakami w stronę krzesełek. Blask fleszy był oszołamiający, choć widok
kilku tysięcy osób, które przyszły tylko po nasze podpisy do dzisiaj był dla
mnie zjawiskiem niezwykłym.
Standardowo po podejściu do stolików chwilę postaliśmy
i pomachaliśmy w stronę fanów, by mogli zrobić nam razem kilka zdjęć. Minęło
już dobre 90 minut od naszego przyjścia i zdążyłem zapomnieć o tej dziewczynie,
kiedy spojrzałem w bok i stała tam rozmawiała z koleżanką. Obrócona bokiem do
mnie. I znowu poczułem się jak w jakimś żałosnym filmie romantycznym. Spowolnione
tempo, ja wpatrzony jak jakiś szczeniak w dziewczynę a ona nie zwraca na mnie
uwagi. I wyrwał mnie z zamyślenia kuksaniec w bok.
-
Zayn co Ci jest? Czemu nie podpisujesz?- to był Louis. Powiódł
wzrokiem za moim. I usłyszałem komentarz.
- No tak
dziewczyna. Nic nowego- zaśmiał się- Odpuść
sobie. Może zrobimy 10 minut przerwy Paul, ręka mnie boli no i wzywa mnie do
toalety.- rzucił w stronę ochroniarza.
- Dobra ale
nie dłużej niż 15 minut, bo nie się nie wyrobicie- powiedział wymachując palcem
skazującym w nasza stronę.
Louis chwycił za mikrofon i poinformował fanów o 15
minutowej przerwie. Mozolnie wstałem od stołu, kierując swój wzrok w tamta
stronę. Spojrzała na mnie. Wstrzymałem oddech mechanicznie. Poszedłem za
chłopakami za duży baner, który by za naszymi plecami. Był on otoczony
metalowymi bramkami, a tuz za banerem stał stolik z napojami i drobnymi przekąskami.
Sięgnąłem po butelkę wody mineralnej i usiadłem na pierwszym z brzegu krześle.
Odkręciłem butelkę i wziąłem łyk picia. Wtedy przypomniała mi się kartka w
kieszeni. Szybko sięgnąłem po nią i przeczytałem.
„Czy miłością można
nazwać zamieranie, gdy widzi się kawałek
jego twarzy w kilometrowym tłumie, bo wydaje Ci się, że jest już wystarczająco
blisko? Czy miłością można nazwać nasłuchiwanie jego kroków, chociaż wiesz, że
to niemal niemożliwe, by akurat tędy przechodził? Czy miłością można nazwać
śmiech z ekscytacji gdy się do Ciebie uśmiechnie? Pośród tylu szczęśliwych
ludzi, którzy wręcz nie dostrzegają uśmiechów ukochanych osób, ja właśnie tym
żyję. Jest to moja nadzieja na przetrwanie całego dnia, bez widoku jego twarzy.
Czy miłością można nazwać modlenie się wieczorem żeby mi się przyśnił? I czy
miłością można nazwać płacz do poduszki, gdy okaże się, że to tylko sen?!
Wierzysz w przeznaczenie? Ja tak.”
___________________________________________________________
Moje słońca kochane mam nadzieje, że rozdział Wam się podoba, jak obiecałam teraz zacznie się wątek Harrego i Zayna zmieniać z drani, którzy zmieniają dziewczyny co nas w ...Hahaha nie powiem musicie czytać dalej ;) jak możecie zostawcie mi pod rozdziałem komentarz jak ewentualnie mam Was zawiadamiać o nowym rozdziale. Bo nie wiem jak Lady Morfine to wcześniej robiła :)
Wasza Shatzi :**
P.S. Nowy singiel już jest LWWY obejrzcie sobie wyżej <3
P.S. Nowy singiel już jest LWWY obejrzcie sobie wyżej <3